środa, 16 lutego 2011

don't dream it, be it

dwa dni, dwa musicale. ilosc emocji jest po prostu obezwladniajaca. mowie serio, ci co mnie znaja, wiedza, ze co jak co, ale do kiczowatych musicali to slabosc mam ogromna.

wczoraj w ramach festiwalu rowne prawa do milosci, a konkretnie na jego zakonczenie, zostal wyswietlony rocky horror picture show. pokaz odbyl sie w miejscu bardzo niefilmowym, mianowicie w och-teatrze. zadzialalo to na taki plus, ze HOHO.
och teatr, dla tych, co nie wiedza, jest bardzo specyficznym teatrem. scena jest polozona miedzy dwiema widowniami. ponad nimi powieszone sa ekrany, wiec oglada sie film patrzac w strone kilkudziesieciu osob siedzacych naprzeciwko.
rewelacja!

rocky horror jest dzielem calosciowym. ogladanie filmikow na yt jest przyjemne, ale najchetniej to bym ogladala calosc non stop. NON FAKIN STOP.
sprawdziam wlasnie - na wycinku z gazety telewizyjnej na temat rocky'ego horrora jest data- styczen 2000. dokladnie wtedy zobaczylam go pierwszy raz. to byl dla mnie czas przeabsolutnej fascynacji glamrockiem. (bo transowe musicale to juz od dziecka:)) pierdolniecie (z przeproszeniem) rockym bylo mocne.

film sam w sobie jest kultowy. na calym swiecie odbywaja sie imprezy tematyczne, z przebierankami, karaoke, gadzetami. no, generalnie ze wszystkim x100. czyli przegiecie, przesada i fasada. czyli, to co tygryski lubia najbardziej.
tim curry, grajacy franka'n'furthera zdobywa sympatie natychmiast. widzisz go pierwszy raz jak zjezdza winda, a potem charakterystycznym krokiem w gigantycznych szpilkach przechodzi przez sale 'balowa' i myslisz sobie 'ofaakkk, niech on nie znika z ekranu'. 10/10 za charakteryzacje i stroje. ale nie umniejszajac innym - wszyscy sa stworzeni rewelacyjnie: magenta, columbia, riff raff, brad i janet, i oczywiscie meat loaf. film oczywiscie nie jest skomplikowany, ale jest pokrecony. jest porabany. jest popieprzony. jest dziwny, jest totalnie... z innej planety.
nie chce sie silic na zadne jakies nie wiem co tutaj, jak napisalam, to jest calosc - lykasz to albo nie. wpadasz w ten swiat i nie chcesz z niego wyjsc, albo na dzien dobry mowisz 'o jezu. pedaly. naraa!'
ale tez, to nie jest jeden z tych filmow, po ktorych przez rok ma sie rozkmine 'a co jesli moje zycie naprawde nie ma sensu? co musze teraz zmienic?'. to jest film w ktorym piosenki sa IDEALNE. to sa najzlotsze, najlepsze lata 70. to sa najgenialniejsze rockowe piosenki. bez problemu ani zadnych oporow stawiam ten film na jednej polce z hair czy cats.
naturalnie tez struktura jest typowa dla musicali - koncowka jest taka, ze czapki z glow. ogladajac hair dostaje sie ciarek i wyplakuje sie ostatnie lzy, bo berger wsiada na poklad tego cholernego samolotu, a potem wszyscy tancza przy jego grobie. a tutaj tez jest patetycznie, ale na rocky horrorowy sposob. calosc oblana mala orgietka w basenenie. yeah. szacuneczek dla tima curry'ego za te szpilki - serio!

pan orlinski w recenzji, ktorej foto zalaczam, pisze, ze: "rhps to jeden z najbardziej kultowych filmow w dziejach fantastyki, pierwszy raz w polskiej telewizji! musze jednak ostrzec tych, ktorzy slowo "kultowy" blednie rozumieja jako okreslenie czegos dobrego". kurwa, za przeproszeniem. te 11 lat temu, to moze kompetencji nei mialam, chciaz cos mi nie pasowalo w tej pozal sie boze recenzji. ale teraz mam i podnosze reke, i pytam sie, czy pan tym samym chcial powiedziec ze film jest "zly"? no blagam.



przeciez nawet brad sie rozruszal :D

zalaczam tez moja jedna z moich ulubionych piosenek meat loafa, bo nie moge sie zdecydowac na zadna piosenke z filmu. ACH!

tak, musicale byly dwa. drugi tez ma 10/10. bylam na burlesce, ale napisze o niej jak przetrawie burze w mozgu.

OH ROCKY!


Meatloaf-Paradise by the Dashboard Light
Załadowane przez: Dan_of_the_Land. - Obejrzyj więcej wideo w HD!

3 komentarze:

VN pisze...

no orlińskiemu czasami temat nie podchodzi (przecież z gw on jest zdecydowanie najbardziej zanurzony w popkulcie), poza tym, może przeciwieństwie do takiego felisa, kumał, do kogo pisze? czyli: no jak telewizyjna, to trzeba prosto, kogoś zachęcić, kogoś ostrzec?
miło się oglądało rocky'ego w och-teatrze, ale widownia niestety bardzo niemrawa. w multikinie na mamma mii! dwudziestoosobowa widownia potrafiła się drzeć do abby, tutaj nie za bardzo. no cóż - nie te memy. smutne to.

pa, bazyli! pisze...

fakt. ale to nie ostatnia impreza z rockym w wawie.. cos czuje ;) chce karaoke!

VN pisze...

kto by nie chciał