wtorek, 16 lutego 2016

Oh no love! you're not alone

Nie wiem już, w jakim języku powinnam pisać. Piszę tak rzadko, że to chyba wszystko jedno. A większy strim of konszysnes mam jednak częściej po polsku.

Śmierć.

Śmierć idola.

...and the passing time.

Od kilku miesięcy nie miałam ataku paniki, lęków poważniejszych, zjazdów. A wczoraj? Hoo. Zawsze najbardziej przerażające jest patrzenie na kogoś, kto te moje zwłoki ociera z gluta, i w oczach tej osoby widzę tyle rzeczy na raz. Swoje odbicie przede wszystkim.

Więc. Depresja to nie jest zabawna zabawa. To nie jest such fun, to nie jest wymyślanka bogatych dzieci, bezrobotnych, ludzi którym jest nudno, hipohondryków, pojebów, artystów. Zaburzenia lękowe też nie. Ataki paniki, to nie jest sytuacja, kiedy się 'przestraszysz', to jest sytuacja, w której - jak to mówi my loved one - wyjebuje cię z butów. I tak sobie myślisz wtedy, kichuj, co się nagle stało z moim ąę mózgowiem, które takie jest świetne, młode i kreatywne, a nagle staje się kulką papieru która się obija od ucha do ucha w środku. Łzy lecą same. Nie wiem. No masakra.

Telefon do przyjaciela. Wtorki i piątki, między 9 a 10 rano. Trzeba dzwonić, meldować się, dzwonić z każda pierdołą, pytaniem, gorszym samopoczuciem. Nie czuje się pojebem, bo jestem pod stała opieką psychiatry, ani dlatego że chodzę na grupę terapeutyczną. To pomaga. Ale każdy MA PRAWO mieć czasem jakiś zjazd. Nawet ja.

Podobno to znaczy, że się za dużo chce od siebie na raz, że za szybko chce się już być na końcu tej drogi. Ja wierzę w to, że JEST koniec tej drogi, ale wiele sytuacji, takich jak wczorajszy dzień, przypominają po prostu o tym, żeby się nie śpieszyć za bardzo. Że przyjdzie pora.

A dzieje się dużo, bardzo dużo, i po porstu trzeba powoli, krok po kroku.

Ale można sobie pośpiewać zawsze, co nie? Czo z tego, że jakoś tak się wszystko ułożyło w piosenki o śmierci i końcu świata.






Mój idol umarł niedawno. Nie godzę się i tego nie akceptuję. Wyparcie. Nie.
Nie umiem słuchać jego ostatniej płyty. Słuchałam jej w nocy, kiedy on umierał, i myślałam że tak dużo o śmierci w niej, aż dziwne, że o co kaman. A rano informacja: David Bowie nie żyje.

Jebią mnie te wszystkie tribjuty, nikomu się nie uda. Podobno naśladownictwo to nawyższy forma uznania, ale nie. Jedynie ci, co mają swoją wizję bowiego mogą coś zaprezentować.

Więc kolejny raz, brawa, oklaski, konfetti i ukłony dla Amandy Palmer. Według mnie tylko jej się udało zrobić cokolwiek sensownego. Może dlatego, że to takie bardzo spontaniczne, że niewymuszone, że czyste, prosto z serca i mózgu.

10
9
eight
7 six
5
4
3
two
one
lift off...