poniedziałek, 28 marca 2011

getting a bit crazy right now



kocham patrzec jak antek wyraza siebie, jak 'tanczy', wtedy gdy nei siedzi przy fortepianie.

i love looking at antony, how he dances an expresses himself, when he's not sitting by the piano.

czwartek, 24 marca 2011

have you met my family? (eng ver)

firstly let me say that I think that my writing skills and general ability to use words are too small to properly describe the music, that i'm going to eye with.
writing about music is like dancing about architecture, the classic said, but seriously at the moment, it seems to me that dancing about bauhaus would be easier.
all this because something is drilling my heart in a positive way. and that's why it's so difficult to grasp, and thus - to describe.

second thing i want you to remember - i tend to get overemotional about things and what i'm going to write is as subjective as it can be. and maybe it's a bit strange fot me to be an emotional exhibitionist again, but hey, what are blogs for? so please frgive me if i sound like a 15yo emo kid.

i feel so little, smashed and knocked to the ground right now.
i usually measure my admiration for artists in my very own "scale of antony". he got me so blown away few years ago, that now i say "sth hit me as much as antony had". but usually i mean the emotional side, the music has nothing to do with antony.

all of a sudden ...



i know, this is the cover song, but believe me, the author's songs are equally good.
i totally appreciate the trained voice and music education of cn lester.
not that i don't appreciate ppl who just-have-the-talent, but just like that, in spite of all my love i have for non-professionals, sometimes it's really nice to listen to someone who can accually read notes and sing on their basis. i have the impression that every note, every sound is created intentionally, without any possible randomness.

this is deffinitly not the music created by accident.

and why do i link it with antony?
because of the level of lyricism, because of the piano and (of course) the voice. or rather, something that the voice wakes in me. i said it before - i can't describe it, it'so to hard to capture this feeling. such emotions should have some sort of a separate name.

great music doesn't need loud drums and smashing the guitars on stage to make you feel an earthquake inside.
time stops, and the world begins to disappear.
sometimes i want to experience music in concrete situations. while travelling on a train, a plane, lying on the beach, wandering through the city.
i'm listening to cn and i wanna do it other way round. i want abstract myself from the world around me, i just want it to be me and the music.

i remember (haha again a dentist stories / i wrote about my dentist - dominika few posts before) visit at dominika's once. we had our own tradition. i was bringing my favourite albums and we were listening to the music together. i began with david bowie, than got to the depeche mode phase and after a few years i brought 'i am a bird now'. right after few minutes, dominika said that she can't concentrate and this is not the music that you can listen and take care of other things.
i go a little upset then. such a slap in the face. but slowly i started to understand what she ment.
i like to focus on the music, the melody, the words. forget the world outside.

cn has a similar level of sensitivity, that antony has.
i wonder whether that sentence would even make sense and if it's understandable, but this is exactly what i feel. and that level of sensitivity truly refers to mine. i don't really see the sense of inventing more adjectives to describe how this music got me amazed.

i was just punched with cn's music and i'm really fine by it.
and can't wait to hear more :)

http://www.myspace.com/cnlester
you can buy mp3 on amazon and itunes.

fuck yeah!

środa, 23 marca 2011

have you met my family?

(before you start using the 'awesome' google translate, let me say, that i will translate it myself. just gimme some time:))

najsampierw chcialabym powiedziec, ze uwazam, ze moje mozliwosci slowotworcze i w ogole mozliwosci wykorzystania slow sa zbyt male zeby wlasciwie opisac muzyke, z ktora wlasnie zamierzam sie zmierzyc.
pisanie o muzyce jest jak tanczenie o architekturze, jak mawial klasyk, ale serio w tej chwili wydaje mi sie ze zatanczenie czegos o bauhausie jest latwiesze.
to wszystko dlatego, ze jesli cos mi swidruje serdunio, to jest najtrudniejsze do uchwycenia, a co za tym idzie - do opisania.

druga rzecz, o ktorej prosze pamietac - jestem nadwrazliwa, a to co ponizej jest maksylanie subiektywne. az moze troche niezrecznie mi takie kluchy na widok publiczny wystawiac. no ale w koncu od czego sa blogi.

czuje sie taka malutka, rozwalona i powalona na lopatki.
zainteresowanie artystami zazwyczaj mierze skala antony'ego. uderzenie jakie otrzymalam przez niego kilka lat temu bylo ogromne, wiec zazwyczaj mowie 'pieprznelo mnie, jak antek'. tylko zazwyczaj ta muzyka zupelnie nie ma nic wspolnego z antkiem. AZ TU NAGLE...



ok. to cover, ale zapewniam, ze autorska reszta jest rownie dobra.
totalnie doceniam szkolony glos i muzyczne wyksztalcenie, ktore prezentuje soba cn.
nie zebym nie traktowala serio po-prostu-uzdolnionych, ale jakos tak, mimo milosci do nieprofesjonalistow, czasem fajnie sie oderwac i posluchac kogos, kto portafi czytac nuty i spiewac na ich podstawie. mam wrazenie ze kazda nuta, kazdy dzwiek sa maksymalnei przemyslanie. ze to nie jest muzyka stworzona przypadkiem.

dlaczego mi sie skojarzylo z antkiem?
przez poziom lirycznosci, fortepian i glos. albo raczej cos, co ten glos ze soba niesie. mowilam - nie umiem opisac, uchwycic tego czegos. taka jednostka powinna miec jakas osobna nazwe. wcale nie trzeba napierdalac w bebny i rozwalac gitar na scenie, zeby wywolac trzesienie ziemi w srodku siebie.
czas sie zatrzymuje, a swiat zaczyna znikac.
wiecie, czasem znajduje muzyke, ktorej chce doswiadczac w konkretnych sytuacjach. jadac pociagiem, lecac samolotem, lezac na plazy, szwedajac sie po miescie.
sluchajac cn mam dokaldnie na odwrot. chce sie wyabstrahowac ze swiata tak, zebym zostala tylko ja i glos.

przypominam sobie (haha kolejny raz o dentyscie sadyscie) wizyte u pani dominiki kiedys. mialysmy taki zwyczaj ze przynosilam jakas fajna plyte do niej i sluchalysmy razem muzyki. zaczelo sie od davida bowie, przeszlysmy faze depeche mode, az po kilku latach dotarlam do antka. przynioslam 'i am a bird now' i pani dominika po kilku minutach powiedziala, ze nie da rady, ze to nie jest muzyka przy ktorej mozna zajmowac sie innymi rzeczami.
troche sie wtedy zbulwersowalam, ze taki policzek wymierzony w takiego artyste. ale teraz powoli rozumiem. lubie sie skupiac na muzyce, na melodii, na slowach.

cn ma podobny poziom wrazliwosci, co antek.
zastanawiam sie koszmarnie dlugo czy w ogole takie zdanie ma sens i czy bedzie zrozumiale, ale dokladnie o to mi chodzi. a ten wlasnie poziom wrazliwosci uderza o moj poziom wrazliwosci i leci dalej jak domino. wymyslanie ilus kolejnych przymiotnikow do opisania tej muzyki uwazam za bezsens, wiec sobie odpuszcze.

po prostu dostalam po ryju i jest mi z tym wspaniale.

http://www.myspace.com/cnlester
mp3 do kupienia na amazonie i itunes.

fuck yeah!

niedziela, 20 marca 2011

a gentleman and a scholar

nie bede sie rozpisywac.
po prostu wbicie we wszystko, w co moge sie aktualnie wbic.
szkoda, ze tak malo wszystkiego wszedzie.
to jest dokladnie TO. taki powiew antkowosci. czyli sa kolejni.
dobrze.

http://www.myspace.com/cnlester/music
http://cnlester.wordpress.com
http://www.youtube.com/user/CNLester84

czwartek, 17 marca 2011

i know it's a sin to kiss and swallow

najpierw bylo tak, gdzies w okolicach drugiej klasy liceum. stelmach napierdzielal w pastelowym albo juz w 3maj z nami. nocne sluchanie. impreza placebowa w jakiejs ultraspelunie na pradze. fiu fiu. taka alternatywa. fak jea.



kilka lat pozniej krzys objawil sie w wersji nieco bardziej... kanciastej. sue jest zdecydowanie fajniejsza. niestety nigdy sie nei zalapalam na koncert z nia, ale po wsze czasy bede pamietac scisk, pot, goraczke, tiulowa sukienke, napierdzielajace gardlo, wyjazd na mazury nastepnego dnia i atmosfere przekurwaabsolutnego hedonizmu w hard rock cafe, roku panskiego 2007, gdzie zaliczylam swoj pierwszy koncert iamx.



ta piosenka na dlugie miesiace stala sie hymnem.



krzys jest dziwny i popieprzony. dziela jego wczesniejsze tez niczego sobie. ba, nawet bezkonkurencyjne.



no i po fakapie w postaci okropnie niespojnego kingdom of welcome addiction, ktory dobrze brzmi tylko na zywo.. krzysztof w koncu wyplul z siebie jakis konkret. okazuje sie jednak ze nie jest cofajacym sie szczylem, o co posadzalam go na podstawie jutubowych lajw nagran nowych piosenek. studyjnie - szacuneczek. bede tesknic za deanem, za tomem. ale nowym czlowiekom postanowilam dac szansce i nie zamykac sie na nowe ;)

voila:



na teledysk spuszczam kurtyne milczenia.

sobota, 5 marca 2011

direct me to the sun









moja kostka lodu dzis czuje sie rozpierdolona za przeproszeniem.
a glos brendana flowersa, plumkanie gitary i rytmiczne uderzenia perkusji sprawiaja, ze lzy mi sie same wyciskaja z oczu. i sie nie moge opanowac. do dupy taka zabawa. nie potrafie zbyt dokaldnie opisac tej chwili, ale chodzi mi o takie moment kiedy juz czujesz kluche w gardle, czujesz jak jest scisniete i slowa 'the end' migaja przed oczami jak ta gitara. troche jak przed kichnieciem, kiedy swedzi nos i juz wiesz, ze kichniesz. ale jak kichniesz, czy jak sie rozplaczesz, bedzie siara. i ludzie sie beda pytac 'ojejkuuu a co sie stalo?', a tobie sie nawet nie chce tego wszystkiego tlumaczyc, bo nie masz ochoty sie z tym w ogole mierzyc.
dziekuje.
tu mi sie przypomina wizyta u dentysty sprzed trzech lat i to jak bardzo probowalam sie powstrzymac od placzu, a nie moglam.

dancing on my own.

i ladny teledysk. ladne swiatla. ladna woda. ladna kula dyskotekowa. lubie kule dyskotekowe. szczegolnie lubie robic im zdjecia.