środa, 23 marca 2011

have you met my family?

(before you start using the 'awesome' google translate, let me say, that i will translate it myself. just gimme some time:))

najsampierw chcialabym powiedziec, ze uwazam, ze moje mozliwosci slowotworcze i w ogole mozliwosci wykorzystania slow sa zbyt male zeby wlasciwie opisac muzyke, z ktora wlasnie zamierzam sie zmierzyc.
pisanie o muzyce jest jak tanczenie o architekturze, jak mawial klasyk, ale serio w tej chwili wydaje mi sie ze zatanczenie czegos o bauhausie jest latwiesze.
to wszystko dlatego, ze jesli cos mi swidruje serdunio, to jest najtrudniejsze do uchwycenia, a co za tym idzie - do opisania.

druga rzecz, o ktorej prosze pamietac - jestem nadwrazliwa, a to co ponizej jest maksylanie subiektywne. az moze troche niezrecznie mi takie kluchy na widok publiczny wystawiac. no ale w koncu od czego sa blogi.

czuje sie taka malutka, rozwalona i powalona na lopatki.
zainteresowanie artystami zazwyczaj mierze skala antony'ego. uderzenie jakie otrzymalam przez niego kilka lat temu bylo ogromne, wiec zazwyczaj mowie 'pieprznelo mnie, jak antek'. tylko zazwyczaj ta muzyka zupelnie nie ma nic wspolnego z antkiem. AZ TU NAGLE...



ok. to cover, ale zapewniam, ze autorska reszta jest rownie dobra.
totalnie doceniam szkolony glos i muzyczne wyksztalcenie, ktore prezentuje soba cn.
nie zebym nie traktowala serio po-prostu-uzdolnionych, ale jakos tak, mimo milosci do nieprofesjonalistow, czasem fajnie sie oderwac i posluchac kogos, kto portafi czytac nuty i spiewac na ich podstawie. mam wrazenie ze kazda nuta, kazdy dzwiek sa maksymalnei przemyslanie. ze to nie jest muzyka stworzona przypadkiem.

dlaczego mi sie skojarzylo z antkiem?
przez poziom lirycznosci, fortepian i glos. albo raczej cos, co ten glos ze soba niesie. mowilam - nie umiem opisac, uchwycic tego czegos. taka jednostka powinna miec jakas osobna nazwe. wcale nie trzeba napierdalac w bebny i rozwalac gitar na scenie, zeby wywolac trzesienie ziemi w srodku siebie.
czas sie zatrzymuje, a swiat zaczyna znikac.
wiecie, czasem znajduje muzyke, ktorej chce doswiadczac w konkretnych sytuacjach. jadac pociagiem, lecac samolotem, lezac na plazy, szwedajac sie po miescie.
sluchajac cn mam dokaldnie na odwrot. chce sie wyabstrahowac ze swiata tak, zebym zostala tylko ja i glos.

przypominam sobie (haha kolejny raz o dentyscie sadyscie) wizyte u pani dominiki kiedys. mialysmy taki zwyczaj ze przynosilam jakas fajna plyte do niej i sluchalysmy razem muzyki. zaczelo sie od davida bowie, przeszlysmy faze depeche mode, az po kilku latach dotarlam do antka. przynioslam 'i am a bird now' i pani dominika po kilku minutach powiedziala, ze nie da rady, ze to nie jest muzyka przy ktorej mozna zajmowac sie innymi rzeczami.
troche sie wtedy zbulwersowalam, ze taki policzek wymierzony w takiego artyste. ale teraz powoli rozumiem. lubie sie skupiac na muzyce, na melodii, na slowach.

cn ma podobny poziom wrazliwosci, co antek.
zastanawiam sie koszmarnie dlugo czy w ogole takie zdanie ma sens i czy bedzie zrozumiale, ale dokladnie o to mi chodzi. a ten wlasnie poziom wrazliwosci uderza o moj poziom wrazliwosci i leci dalej jak domino. wymyslanie ilus kolejnych przymiotnikow do opisania tej muzyki uwazam za bezsens, wiec sobie odpuszcze.

po prostu dostalam po ryju i jest mi z tym wspaniale.

http://www.myspace.com/cnlester
mp3 do kupienia na amazonie i itunes.

fuck yeah!

Brak komentarzy: