z davidem jest tak, ze ciezko powiedziec, ktora pyta to twoja ulubiona, ktora piosenka, ktory okres. on jest chodzacym, zywym, wspolczesnym dzielem sztuki. wyprzedzil mu owczesnych o dziesiatki lat.
nie powstalo by wiele wspanialych zespolow, filmow, zdjec itd.. gdyby nie on. to jest czlowiek, ktory moze byc nieustanna inspiracja. to jest kilkunastu davidow w tym jednym.
urodzonym 8 stycznia 1947 roku.
od jakiegos czasu moim ulubionym davidem jest ten z polowy lat 90.
moze to za sprawa bootlega, ktorego jakims cudem udalo mi sie kupic w krakowie.
to byl jakis 2000 rok. w sklepie music corner. chyba nie mialam pojecia jaki skarb trafil wtedy w moje lapy. to jest nagranie z nowego jorku z 1997 roku.
uwielbiam kliamty heart's filthy lessons. i seven years in tibet.
i jump.
no i oczywiscie wszystkie te przebieranki i jazdy zwiazane z ziggym. andy warhol, marc bolan i kilogramy kokainy. iggy pop, lou reed.
do berlinskiego okresu chyba nigdy sie nie przekonam. moze jestem jeszcze z amloda, moze kiedys to ogarne.
dzieci z dworca zoo i pozniejsze fascynacje berlinem innych bliskich mi artystow na czele z martinem gorem i chrisem cornerem. to daje kopa w glowe.
bowie to wg mnie czlowiek ktory ma kilka mozgow.
a ze kilka wcielen to juz oczywistosc.
wiec wszystkiego Ci najlepszego, mentorze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz