środa, 26 stycznia 2011

it's about that day we kissed



oj.
bardzo dlugo oczekiwany teledysk. wlasciwie sama nie kumam dlaczego tak strasnzie mnie ta premiera podniecila, ale to chyba taka koncetowa podjarka + dobre promowanie na fb + wkreta w kochanie patricka na polish tribe (www.facebook.com.pl/patrickwolf.poland).

tak, bardzo kocham patricka. uwielbiam go. ale jednak to, co sprawa, ze tak go uwielbiam, to nie tylko to, jak wyglada, i ze ma slodki usmiech.

w pressie dot. warszawskiego kocnertu namazane stoi, ze the bachelor to rozwiniecie watkow z the magic position. z czym tak bardzo sie nie zgadzam, ze nie wiedzialam, ze w ogole jestem w stanie wylapac tak powazny blad i az tak powiedziec NIE. nie. the bachelor to nie jest kontynuacja. w wielkim skrocie: to mial byc dwuplytowy album the battle. pierwsza plyte patrick skonczyl dwa lata temu i nazwal ja the bachelor, druga miala byc scisla kontynuacja i miala nazywac sie the conqueror.
a ze tylko krowa nie zmienia zdania, a patrcikowi sie zakochalo na zaboj, to postanowil zmienic nieco koncepcje i tytul albumu. oglosil ostatnio, ze nowy album bedzie nosil tytul lupercalia.
the magic position bylo w pewnym sensie radosne i zakochane, ale to nie bylo takie zakochanie, jakie patrick powinien soba reprezentowac, czegos tam ewidentnie brakowalo (mowie o sferze emocjonalnej). nie wiem za bardzo do czego to porownac, ale to dla mnie bylo cos na ksztal sztuki dla sztuki.
trzymaja sie za raczki? tak.
patrza w siebie maslanymi oczetami? tak.
maja dwa psy, dwa koty, duza kuchnie i dekoracyjna wycieraczke? tak.
znaczy ze to tru low.
ale nie.
potem przyszly czasy refleksyjnego kawalera (choc znaczenie tytulu plyty i piosenki mozna rozumiec tez inaczej). zrzucania skory. fazy przejscia. oczyszczania.
call it whatever you want.
i teraz odradza sie taki patrick zupelnie na serio radosny.
to troche jak antony spiewajacy crazy in love.
tylko troche bardziej na powaznie, i troche mniej w ramach zabawnego przerywnika.

dwa wnioski:
teledysk do the city jest super. jest naprawde przebardzo fajny, tylko strasznie wkurwia mnie taki szybki montaz. sceneria, kolory i oswietlenie sa super, wiec fajnie by bylo moc chociaz przez chwile skupic na tym wszystkim wzrok, a nie od razu przeskakiwac do nastepnej sceny i juz musiec akomodowac oko na czyms innym.

zeby przezyc ten album na 100% przydalo by sie byc zakochanym. tez na maksa, tak, ze sie nie mysli o niczym innym i nie jest sie w stanie na czymkolwiek skupic. tak, ze sie idzie po ulicy i smieje, i rzy, i usmiecha do siebie. a jak sie przypadkiem zaczyna spiewac na glos w autobusie to ma sie to totalnie gdzies.

zapomnialabym.
ten saksofon! kocham, kocham, kocham.
kojarzy mi sie z davidem.
wiec kocham jeszcze bardziej.

ogolnie to strasznie slitasnie i milosnie sie zrobilo.
i tak - faktycznie patrick ma uroczy ten swoj usmiech wiecznego chlopca, obsypanego tona brokatu i biegajacego w podkolanowkach.

spodziewam sie naprawde SWIETNEJ plyty, dopracowanej i wymuskanej w kazdym szczegolne. bardzo dlugo oczekiwanej przeze mnie. cholernie nie moge sie doczekac.

Brak komentarzy: