najpierw bylo tak, gdzies w okolicach drugiej klasy liceum. stelmach napierdzielal w pastelowym albo juz w 3maj z nami. nocne sluchanie. impreza placebowa w jakiejs ultraspelunie na pradze. fiu fiu. taka alternatywa. fak jea.
kilka lat pozniej krzys objawil sie w wersji nieco bardziej... kanciastej. sue jest zdecydowanie fajniejsza. niestety nigdy sie nei zalapalam na koncert z nia, ale po wsze czasy bede pamietac scisk, pot, goraczke, tiulowa sukienke, napierdzielajace gardlo, wyjazd na mazury nastepnego dnia i atmosfere przekurwaabsolutnego hedonizmu w hard rock cafe, roku panskiego 2007, gdzie zaliczylam swoj pierwszy koncert iamx.
ta piosenka na dlugie miesiace stala sie hymnem.
krzys jest dziwny i popieprzony. dziela jego wczesniejsze tez niczego sobie. ba, nawet bezkonkurencyjne.
no i po fakapie w postaci okropnie niespojnego kingdom of welcome addiction, ktory dobrze brzmi tylko na zywo.. krzysztof w koncu wyplul z siebie jakis konkret. okazuje sie jednak ze nie jest cofajacym sie szczylem, o co posadzalam go na podstawie jutubowych lajw nagran nowych piosenek. studyjnie - szacuneczek. bede tesknic za deanem, za tomem. ale nowym czlowiekom postanowilam dac szansce i nie zamykac sie na nowe ;)
voila:
na teledysk spuszczam kurtyne milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz